Recenzja filmu

Pogromcy duchów. Dziedzictwo (2021)
Jason Reitman
Joanna Węgrzynowska-Cybińska
Carrie Coon
Paul Rudd

Grobing

Kolejne podejście do kultowej franczyzy o pogromcach duchów sprawdza się jako pochwała rodzinnej solidarności i analogowy pean na cześć nauki i majsterkowania (co umożliwia ucieczka z Nowego
Grobing
Gdy portfel pusty, eksmisja straszy za rogiem, mąż dawno się ewakuował, a dzieci czekają na nakarmienie, spadek po tatku-odludku to jedyna nadzieja. Na wieść o śmierci niekochanego ojca Callie (Carrie Coon) pakuje więc nastoletnie latorośle do auta, wyjeżdża z miasta… i trafia do wygwizdowa. Plan pierwszy: rozlatująca się chata, w której trzeba zamieszkać, pełna jednak sekretów, z których kluczową rolę odegrają tak zwane dziedzictwo przeszłości i cudowna podszewka rzeczywistości. Plan drugi: miasteczko rodem z Kingowskich powieści, z takim właśnie zestawem mieszkańców, od którego nostalgiczna głowa puchnie. Plan trzeci: Spielbergowskie okoliczności przyrody, z zachodami słońca nad polem kukurydzy i wulkanem-kopalnią zapewniającą bliskie spotkania trzeciego stopnia.



Jak się rzekło, w "Pogromcach duchów: Dziedzictwie" młodzieżowe kino nowej przygody ma się dobrze. Wyliczanka popkulturowych skojarzeń również, bo i wiele nowego tu nie uświadczymy. Kiedy indziej chętnie bym pewnie ponarzekał na ową wtórność, lecz przez większość seansu to wtórność świetnie inscenizująca napięcie, kipiąca akcją, dowcipem i obsadową energią. Mckenna Grace na pierwszym planie uwodzi jako zdystansowana od wszystkich nerdka, której ponadprzeciętna inteligencja pozwoli odkryć tajemnice niespodziewanie zmarłego dziadka. Wtóruje jej Logan Kim jako obowiązkowy dla tego kina amator teorii spiskowych i strzelające słowami wcielenie nonszalancji, którym chciałbym być, gdyby nie dopadła mnie rzeczywistość. Znany ze "Stranger Things" Finn Wolfhard jako starszy brat stawia nostalgiczną kropkę nad i, udowadniając, że nastoletnie miłostki sprawdzać się będą do końca istnienia kina i jeszcze dłużej. Carrie Coon i Paul Rudd jako para flirtujących wychowawców najmocniej zbliżają się do nachalnej groteski oryginału, lecz o wielkości ich aktorstwa niech świadczy to, że fajtłapowatość granych przez nich bohaterów nie sprawia, że przestajemy ich kochać.

Kolejne podejście do kultowej franczyzy o pogromcach duchów sprawdza się jako pochwała rodzinnej solidarności i analogowy pean na cześć nauki i majsterkowania (co umożliwia ucieczka z Nowego Jorku na wieś i rezygnacja z "robotniczego" charakteru ezoterycznych usług świadczonych przez Murraya i spółkę), dopóki wszystko to nie zamienia się w bezwstydną pochwałę przeszłości. Ciepła nostalgia okazuje się tkwić na smyczy retromanii. Po kuszących obietnicach z pierwszej połowy filmu powoli staje się jasne, iż stojący za kamerą Jason Reitman ("Juno", "W chmurach") – syn reżysera oryginalnych "Pogromców duchów" – nie dostrzega, że choć popkultura stale romansuje z nostalgią, nie powinna zrywać z duchem czasu.



Im bliżej finału, tym więcej w "Dziedzictwie" kopiowania i wklejania scen, strojów, efektów praktycznych, postaci ludzkich i nieludzkich, a nawet linijek dialogowych z oryginału. I oto wychodzi na jaw, że zamierzone zmartwychwstanie marki jest tylko ożywieniem krzywonogiego trupa. W rezultacie mrugnięcia okiem do fanów i objawienia podstarzałych kultowych aktorów (bez cyfrowego awatara zmarłego członka oryginalnej ekipy się nie obeszło) okazują się ważniejsze niż losy nowych postaci. Można sądzić, że po niepowodzeniu i powszechnej krytyce żeńskiej wersji "Ghostbusters" z 2016 r., ktoś tu zbyt nisko pochylił głowę przed fanami. Finał "Dziedzictwa" przypomina więc raczej zjazd poklepujących się po pleckach przebierańców: zamiast stanowić emocjonalną kulminację, babra się w ckliwościach, w dodatku boleśnie wzorcowych, a po dwóch godzinach seansu cokolwiek przewidywalnych.

Zdaję sobie sprawę, że w epoce retromanii to krytyka częsta i znana jak kino, do którego się odnosi, lecz wypraszam sobie: gdy ktoś próbuje mi wmówić, że kiedyś kino było lepsze, a dziś już nie ma kina, po prostu rozkładam ręce. W sentymenty też trzeba umieć!
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones